środa, 17 lutego 2010

kolejna depesza z Amsterdamu

No nie, znów spotkało mnie tu coś miłego i znów będę pitolić jak to tu jest fajnie. Stoję nad pięknym kanalikiem, chciałam sprawdzić, w którą stronę dalej sobie pospacerować, więc wyciągam przewodnik z mapą, spokojnie sobie tę mapę obracam jak pan bóg kobietom przykazał, a tu przechodząca obok pani z psem pyta czy ona czasem nie może mi pomóc, bo jeśli nie wiem, jak dokądś trafić, to ona chętnie mi pomoże. Z kolei pani w supermarkecie, w którym nabyłam sobie pyszne stroopwafle, piwko blonde i mineralną powiedziała, że wcale nie muszę płacić 2,77 EUR, tylko 2,50, bo 20 centów właśnie dał jej jakiś zabawny klient, a 7 to mi odpuści, żeby było okrąglej, a widząc moją zdezorientowaną minę roześmiała się i życzyła miłego dnia.

Kiedyś czytałam taki artykuł o szoku kulturowym i etapach adaptowania się w nowym kraju. Wiem doskonale, że aktualnie przechodzę tak zwany "honeymoon period", który minąłby po paru miesiącach mieszkania tutaj i po którym przyszłyby zapewne jakieś zgrzyty wywołane różnicami kulturowymi, ale póki co jak obserwuję zachowanie tych ludzi, podziwiam te piękne budynki i kanały i jak widzę jak oni wszyscy tak popylają na tych rowerach, to myślę sobie, że ten kraj jest naprawdę fajny.

3 komentarze:

  1. zazdroszcze Ci pobytu w Amsterdamie, ja tez mam same dobre wspomnienia! 2.5 roku temu bylam tam na konferencjach o Europie, mieszkalismy u studentow w mieszkaniu, bardzo mili, usmiechnieci i otwarci ludzie... no i przez tydzien wszedzie przemieszczalismy sie na rowerku ;) az kombinowalam jak sobie taki sam sprowadzic do Francji. skonczylo sie na rowerze z decathlonu;) a pan od frytek moze akurat cos wypalil?;)
    caluski, korzystaj z pobytu a ja bede Cie "sledzic" lol
    za tydzien wyjezdzam na 5 miesiecy do Luksemburga, ciekawe, czy mi sie spodoba?
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, to jak najdłuższego honeymoon period życzę :)

    Nie wiem, pewnie to jest tak, że dużą liczbą miejsc człowiek się z miejsca zachłyśnie, a potem jest podobnie jak wszędzie, ale tutaj naprawdę jakoś uderza mnie ta uprzejmość wszystkich i taka bezinteresowna serdeczność. Widzę że mocno na mnie to zadziałało, bo po raz pierwszy od bardzo dawna chodzę po mieście bez słuchawek w uszach. W Warszawie nie wychodzę z domu bez empetrójki. Tu odruchowo też biorę, ale w ogóle prawie nie słucham. Jakbym nie chciała niczego uronić ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. kraj fajny, bo mały. i jednak rowery cywilizują ludzi:)

    OdpowiedzUsuń